Tradycja stara jak świat

Taki tłum, jak tu,

Taki szum, jak tu.

To tradycja, stara jak świat…

To oczywiście początek piosenki autorstwa Ludwika Starskiego. Pamiętam ją z czasów dzieciństwa, ale wtedy ani statków na Bielany nie było ani karuzeli.

Minęło kilkanaście… i jeszcze raz kilkanaście lat 😉

Na warszawskie Bielany znów pływają statki, jest także karuzela. I tłum był 🙂 Wiecie, wstyd się przyznać, ale byłam na Bielanach pierwszy raz w życiu, mimo iż tu mieści się siedziba mojej uczelni. Kilkanaście lat temu wydział matematyczno-przyrodniczy mieścił się gdzie indziej i nigdy nie było okazji ‚wycieczki’ na Bielany. Dzisiaj za to taka okazja się pojawiła. Nasze najstarsze Dziewczyny pojechały na Starówkę świętować Dzień Polskiej Harcerki (wróciły już pełne wrażeń i zmęczone), my zaś po Mszy Świętej zapakowaliśmy pozostałą Progeniturę i pojechaliśmy na Bielany właśnie.

Dlaczego akurat dzisiaj? Ponieważ dziś przypada wspomnienie św. Franciszka, imieniny naszego Franka oraz Dzień św. Franciszka i Lasu Bielańskiego. Z tej okazji Katolickie Centrum Kultury „Dobre Miejsce” zorganizowało Piknik Rodzinny. Porzuciliśmy nasz samochód na samym początku parkingu, w miejscu w którym zaczynały się stragany z rękodziełem ludowym i powoli poruszaliśmy się unoszeni wielobarwną i wielopokoleniową falą tłumu. Stopniowo ukazywały się naszym oczom coraz ciekawsze zakamarki Dobrego Miejsca. Na samym początku chłopcy wleźli do wnętrza mini-zamiatarki f-my Byś. dmByli bardzo z siebie zadowoleni i nawet nie zorientowali się, że pojazd nie ma kierownicy w miejscu w którym zazwyczaj być powinna… Dostali gadżety, podziękowali i powróciliśmy do naszej fali. Po kilku minutach dotarliśmy na plac przed po-kamedulskim kościołem. A tu niespodzianka! Szopka 🙂 i osiołek… Franek, cierpliwie znoszący pieszczoty dzieciaków.dm2

Na wprost kościoła grill i zgodny synowski dwugłos: Mamo jestem głodny…. Mamo, zjemy coś?

dm3Bardzo zdziwił nas widok schodów najwyraźniej do Nieba, ale o wyglądzie podwójnej helisy DNA. Był nawet człowiek, który na nią się wdrapał, ale nie powiem kto. Zapewne media społecznościowe będą bardziej skłonne do współpracy 😉 My jednak posililiśmy się, Dzieciaki te mniej głodne pobiegły obejrzeć spektakl Teatru CoNieco pt. „Ostatnie drzewo„. Zazwyczaj ostrożnie podchodzimy do różnych proekologicznych inicjatyw (eko – zostało zawłaszczone przez różne ideologie), jednak spektakl był OK, mądry i bez fanatyzmu ideologicznego. Na sam koniec wycieczki stanęliśmy jeszcze oko w oko z żywymi sowami. Piękny i dostojny puchacz, gdy tylko poczuł okazję wyrwania się na wolność postanowił z niej skorzystać. Jednak najwyraźniej był oszołomiony swoim sukcesem do tego stopnia, że jego opiekun bez problemu go pochwycił i umieścił w transporterze. Druga sowa – płomykówka zachowywała się w sposób bardziej zrównoważony. Co ciekawe zwierzakom nie przeszkadzały dzieci, które podchodziły dość blisko, a nawet bardzo blisko szponiasto zakończonych pazurów (wyobraźnia Matki działa i ma się świetnie…).dm4

Kiedy się odwróciliśmy zauważyliśmy… karuzelę 😀 Nie miała w sobie błyszczącego kiczu karuzel lunaparkowych. Ona jest elegancka surowością drewna. Wabiąca niezwykłą formą zwierzęcych figur, a zwłaszcza unoszących się w powietrzu i wirujących… ryb.

dm5

Jeszcze kilkuminutowe karmienie baranków i odwrót. Tłum zauważalnie zmalał. Przy stoiskach zaopatrzyliśmy domową płytotekę (Hiob, Beata Bednarz i Luxtorpeda) oraz spiżarnię (miód wrzosowy oraz konfitura z cytryn z anyżkiem ;)) Swoją drogą Królowe Cytrynowe zachwycały nie tylko oryginalnością sprzedawanych produktów, ale i osobistym urokiem…

To zdecydowanie Dobre Miejsce 🙂

Lalka w Saskim

Już w najbliższą sobotę kolejna odsłona Narodowego Czytania. Tym razem będzie to”Lalka” Bolesława Prusa.

Na stronie AudioTrip znajdziecie ciekawą propozycję wycieczki „Śladami Lalki” z przewodnikiem audio. Wycieczkę można pobrać na urządzenie mobilne (działa offline) 🙂

Ogród Botaniczny UW

Zamierzaliśmy wczoraj pojechać do Ogrodu Zoologicznego. pogoda miała być niezła i w ogóle… Tyle, że zamarudziliśmy przy śniadaniu i zamiast do ZOO, pojechaliśmy do Ogrodu Botanicznego UW. Ogród mieści się tuż obok Łazienek Królewskich i podobno czasami odwiedzają go pawie. Nie są to mile widziani goście, ponieważ nie spacerują grzecznie po alejkach, ale niszczą rośliny…

Pawia nie spotkaliśmy, ale za to….

Sobotnie popołudnie – KLIK

Atak rekina!

Powtarzamy się, ale nie do końca. Po Eucharystii u Dominikanów na Służewiu oraz obiecanej mrożonej czekoladzie zrobiliśmy Dzieciakom niespodziankę i… nie pojechaliśmy do Muzeum ;D Jak to przyjęli? Byli nawet trochę rozczarowani. Bakcyl rozwiązywania zagadek został połknięty i wywołał stosowny efekt, co bardzo nas tj. Rodziców cieszy.

Mieliśmy jednak w zanadrzu niespodziankę. Miejsce położone blisko parkingu, z klimatyzacją… Misie oczywiście próbowały odgadnąć cel naszej wycieczki. Udało się BJ i to dość szybko! 

wpid-p_20150809_131601.jpg

wpid-p_20150809_132139.jpg

Oceanarium na Narodowym!

Czy warto było? Hmm… Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Bilety są drogie. Za naszą gromadę 2+7, z czego 3 najmłodszych nie płaciło, koszt raczej krótkiej wizyty wyniósł 100 zł. Jednak ogromne ‚akwaria’ i odtworzone w technologii 3d prehistoryczne gady, które zamieszkiwały oceany, robią wrażenie i inspirują do poszukiwania informacji, czyli do nauki 😉

Na koniec zwiedzania przewidziana jest atrakcja. Można doświadczyć jak wyglądał atak rekina – megalodona. Młodsze dzieci mogą się przestraszyć…

Pracowita sobota

Miniona sobota obfitowała w atrakcje. Przed południem byliśmy w Ogrodzie Botanicznym i podziwialiśmy kwitnące magnolie. To taka nasza niepisana rodzinna tradycja. Zazwyczaj jeździmy w tygodniu, a w weekendy po południu, więc dużym zaskoczeniem była dla nas tłum odwiedzających Ogród. Zupełnie inne doświadczenie niż spokojny spacerek w ciszy, by móc nacieszyć się pięknem przyrody. Pięknie kwitnące okazy magnolii skutecznie wynagrodziły nam brak ciszy i spokoju.

https://plus.google.com/117836762592108342707/posts/MxhKHwn8WHZ

Po obiedzie Chłopcy poszli na basen, a gdy wrócili mimo iż już troszkę byliśmy zmęczeni postanowiliśmy pojechać do miasta na widowisko historyczne w 440 rocznicę wyboru Anny Jagiellonki na króla Polski. Festyn odbywał się w Parku Moczydło na Woli. Dojechaliśmy akurat na pokazy jeździeckie. Po nich Zespól Tańca Dawnego prezentował XVI i XVII-wieczne tańce dworskie. Chętni mogli nauczyć się kilku kroków. Zwieńczeniem wieczoru była dla nas inscenizacja bitwy „Hajda na Szweda”. Dla BJ była to miła powtórka przed egzaminami, reszta młodzieży miała lekcję na żywo.

Karolina i unschooling

targi4Targi Wydawców Katolickich – relacja

W ubiegły czwartek w naszej szkole była wycieczka. Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy do Arkad Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie od  godziny 10 otwarte były Targi. Bardzo lubimy (jest to już naszą tradycją) czwartkowe wizyty na Targach. Ludzi nie jest jeszcze bardzo dużo i można prawie spokojnie przejechać z wózkiem wzdłuż stoisk. A stoisk jest sporo, bo 129. Przygotowaliśmy się do wycieczki bardzo dobrze. Mieliśmy opracowaną listę poszukiwanych pozycji oraz ustaliliśmy kwotę na wydatki. Dzieciarnia sięgnęła do swoich oszczędności i  ustaliła także wspólny budżet.

targi1

Poza zakupami zawsze jest to doskonała okazja do spotkania z ludźmi. I tak w stoisku Centrum Myśli Jana Pawła II podczas, gdy Dzieciaki pisały i rysowały swoje intencje modlitewne, które zostaną zawiezione do Grobu św. Jana Pawła II, mieliśmy szansę porozmawiać o edukacji domowej… świat jest mały 😉 Na stoisku Niedzieli zostaliśmy hojnie obdarowani krówkami, a na kolejnym balonikami. Ale nie gadżety są najważniejsze. Bardzo się cieszę, że udało nam się otrzymać autograf o. Leona Knabita OSB. Dziękujemy 🙂targi2

Do domu wróciliśmy w porze obiadowej i lekcji już nie było. Był unschooling i projekcja filmy Karolina o bł. Karolinie Kózkównie. Dziewczyny stwierdziły, że aktorka odtwarzająca główną rolę jest podobna do bł. Karoliny. Polecam. Na razie jeszcze nie rozmawialiśmy o filmie, ale matczyna intuicja podpowiada mi, że mocno rozważają film i spotkanie z bł. Karoliną. Film polecam.

Ale szopka!

Pomału tradycją naszą rodzinną staje się wizyta na ul Miodowej gdzie w dolnym kościele OO Kapucynów obejrzeć można ruchomą szopkę. Ponoć znają ją wszyscy warszawiacy oraz mieszkańcy podwarszawskich miejscowości. Niektórzy odwiedzali ją w dzieciństwie, potem pokazywali ją swoim dzieciom a obecnie przychodzą z wnukami. Szopkę można odwiedzać do 2 lutego, więc kto jeszcze nie był ma na to już tylko tydzień. Jako ciekawostkę powiem tylko, że co roku w szopce pojawia się jakaś nowa postać…

Wybaczcie proszę jakość zdjęć. Tym razem posłużyłam się komórką.

szopka

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki

Strasznie się nie wyspałam. Dobiło mnie czytanie książki do późna, a potem nie mogłam zasnąć z powodu hałasów za oknem.  Misie padły ok 22:30 i nad ranem był dramat, bo przespali fajerwerki. Z powodu niewyspania trudny dzień, choć bardzo miły. Spędziliśmy go razem, wspólnie i rodzinnie. Po obiedzie pojechaliśmy na małą wycieczkę do miasta i zachwycaliśmy się jego świąteczną odsłoną.  warsaw

Potop w Saskim

Zacięłam się w pisaniu. Winien Potop w Saskim. Walczę ze sobą jak zachować obiektywizm i chyba wreszcie dojrzałam do tego wpisu. Innym czynnikiem jest smutek jakiego doświadczam z powodów, których nie chcę pisać publicznie, a z którego Pan Jezus delikatnie i czule, aczkolwiek zdecydowanie mnie leczy. O tym może kiedy indziej.

Cóż to za potop i w jakim Saskim? Warszawiacy zapewne kojarzą Saski z Ogrodem i słusznie, a ów potop to nic innego jak trzecia część Trylogii Henryka Sienkiewicza. A co ma jedno do drugiego? Otóż śpieszę wyjaśnić, iż ma sporo. 6 września bowiem w ramach  akcji Narodowego Czytania fragmenty Potopu czytane były w Ogrodzie Saskim. NC2014Załapaliśmy się na moment czytania przez Parę Prezydencką.  Powiem tak, gdyby ktoś to nagrał i wydał jako mp3, to chętnie byśmy kupili taką płytę. Ciekawa aranżacja muzyczna i znani aktorzy, to bardzo interesujące i ładne połączenie.

Efektem naszej obecności w Saskim było wzmożone zainteresowanie Dzieci Trylogią. BJ porzuciła wszystkie lektury i czyta Pana Wołodyjowskiego.

Małżeński survival

Mieszkańcy Stolicy ( i nie tylko jak pisze @Basja) mają spory wybór różnorodnych miejskich gier rodzinnych oraz innych atrakcji. W ostatnią sobotę sierpnia wzięliśmy udział w grze Kapitan Warszawa ratuje Stolicę. Była to edycja mokotowska. Niewątpliwie miło było odwiedzić dawno niewidziane kąty, przejść się ulubionym ulicami, sprawdzić czy istnieją jeszcze niegdyś używane skróty. Gra była fajna, emocjonująca i ekscytująca. Niektóre pytania sprawiły nam sporo problemów np to od ilu lat stoi pomnik szczęśliwego psa na Polu Mokotowskim. Nie sądziłam, że tam w ogóle stoi taki pomnik… Wracając jednak do gry.

kapitan
W każdym z punktów należało wykonać jakieś zadanie. A więc m.in. porządkowaliśmy księgozbiór, szukaliśmy zaginionego w trawie klucza, graliśmy w kręgle, a wszystko to w ograniczonym czasie. Najbardziej karkołomna była wspinaczka po skarpie przy ul Dolnej. Zmęczeni, zlani potem, z językami do pasa dopadliśmy mety na kilka minut przed końcem gdy. Dzieci odebrały drobne upominki [doprawdy nie wiem po co chłopcom pomadki, całe szczęście że mają siostry. Tylko po co dzieciom szkolnym i przedszkolakom pomadki? Mniejsza z tym, nasze Dzieci dokonały handlu wymiennego i wszyscy byli zadowoleni].

Ponieważ tego dnia przypadała nasza rocznica ślubu Mąż wymyślił wyjątkową niespodziankę. Uroczysty obiad w restauracji, w której urządzaliśmy wesele. Pan Portier zrobił nam takie piękne zdjęcie. Stolik już na nas czekał. Nastrojowa muzyka i kwiaty, to było takie romantyczne… gdyby jeszcze Franek dał nam spokojnie posiedzieć przy stole…

mer_sur
Wracając do domu widzieliśmy parę staruszków idących pod rękę. Daj nam Panie Boże dożyć wspólnej starości. Ostatnim punktem był podwieczorek u dziadków 🙂

Legowisko

W sobotę wrzuceniem wypełnionych Kart Szyfrów zakończyliśmy naszą warszawską grę. Oczywiście moglibyśmy w niedzielę nie robić NIC (poza udziałem w Eucharystii). Mogliśmy wrócić do domu zjeść obiad i oglądać filmy, grać ewentualnie spędzić czas w ogrodzie, ale… komu by się chciało? Nam się nie chciało. Dzięki pomysłowi Taty spędziliśmy kilka fascynujących godzin w Muzeum Techniki i Przemysłu, które jeszcze istnieje i działa w Pałacu Kultury i Nauki. Jakimś cudem udało się nam zaparkować tuż pod wejściem do Muzeum. Co prawda trochę wąsko tam było i przy wysiadaniu musieliśmy wypłaszczyć się niczym naleśniki, ale miejsce było extra. W Muzeum czas jakby się zatrzymał. Wcale się nie dziwię, że większość warszawiaków oraz przyjezdnych woli odwiedzić Centrum Nauki Kopernik. W Muzeum Techniki te same eksponaty co trzydzieści parę lat temu, ten sam zapach i ta nieśmiertelna drewniana podłoga. Ten sam klimat… niezwykłości. Nie zrozumcie mnie źle. Wole pójść do Muzeum Techniki niż do Kopernika. Ot taka  przekora. Mimo „starości” w Muzeum było ciekawie. Dzieciom bardzo się podobało chyba wszystko, a najbardziej tytułowe legowisko. No dobrze już Was nie trzymam dłużej w niepewności. Pod tym terminem ukryła się wystawa czasowa dedykowana małym i dużym fanom klocków LEGO. Tematem przewodnim był „zamach w Sarajewie”. Mnóstwo było tu budynków, pojazdów i chyba najbardziej fascynujących scenek rodzajowych np. z filmu CK Dezerterzy. Intrygująco brzmiał tytuł innej wystawy czasowej „Sen o Warszawie”. Skojarzyło mi się jednoznacznie z Grą, którą właśnie zakończyliśmy. Tymczasem należało nieco poszerzyć tok swojego rozumowania. Wystawa dotyczyła samochodów marki Warszawa 😉 Mężczyźni oraz Basia chłonęli wszystkimi zmysłami atmosferę wystawy zatytułowanej „Powietrzem do celu, czyli Krótka historia i współczesność wiatrówek.” Przykro mi ja tej fascynacji nie podzielam. Dla mnie o wiele ciekawsza była wystawa „Światło z bańki”, czyli rzecz o historii żarówki. Mam nadzieję, że nowy dyrektor placówki będzie tym, który przywróci Muzeum życiu i życie Muzeum.
PS. W ramach churchingu czyli cudzoparafianienia nawiedziliśmy naszą warszawsko-praską katedrę.muztech

Ogród Botaniczny PAN 2

Ochłodziło się. Jest przyjemnie. Niestety konsekwencją tego jest przeziębienie u Franka. Dziś miał podwyższoną temperaturę i był nieco marudny. Tak na granicy choróbska. Ale trzyma się chłopak. Postanowiliśmy zatem zabrać Zuchy do Ogrodu Botanicznego w Powsinie. Byliśmy tam niedawno jednak w niepełnym składzie i starsze Dzieci, zwłaszcza dziewczynki żałowały.
Do ogrodu botanicznego warto wybrać się częściej niż raz w roku. Zmiany w przyrodzie następują ciągle. Gdy byliśmy z Młodszymi Dziećmi w lipcu, cieszyły oko kwitnące róże, byliny oraz wielobarwne liliowce. Dziś kwitły jeszcze ostatnie róże, większość miała już owoce. Po liliowcach pozostały uporządkowane stanowiska. Wydawało się, że poza resztką bylin nic już nie kwitnie. Pomyłka! Kwitną pięcioreczniki popularnie nazywane kannami oraz mieczyki. Nie sądziłam że jest aż tak dużo odmian tych pięknych roślin. Zaczynają kwitnąć wrzosy. Już czuć nadchodzącą jesień. Nasze odczucie potęgowane byly przez pogodę. Nawet udało nam się odrobinę zmoknąć. Schroniliśmy sie przed deszczem w szklarniach doświadczalnych. Ależ hortensje! Do tej pory widziałam jedynie zdjęcia kwitnących hortensji, a w szklarniach zobaczyłam je na żywo. Bardzo podobał mi się również podobny do drzewka bonsai wiekowy rozmaryn. Chociaż jako przyprawę niezbyt go lubię.

botpan1

Festyn żołnierski

"Matka Boża Zielna" - Adam Setkowicz (1876 - 1945)Wczoraj 15 sierpnia świętowaliśmy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywane świętem Matki Bożej Zielnej. Zaopatrzeni w pierwociny ziół oraz kwiatów z naszego ogrodu udaliśmy się na Eucharystię do kościoła Matki Bożej Ostrobramskiej. To jeden z tych kościołów, w którym czuć Ducha Świętego. I niesamowita sprawa mimo, iż kościół został wybudowany w latach osiemdziesiątych, to posiada balaski. Głupio mi się nawet zrobiło, bo na moment udzielania Komunii Świętej, część wiernych bardzo szybko zmierzała w kierunku schodów ołtarza. Pomyślałam, że pewnie pędzą do ‚kolejki’ żeby nie klękać, a oni buch! na kolana na gołą posadzkę. Parafia żywej wiary. Na szczególną uwagę zasługuje tabernakulum nawiązujące wyglądem do Najświętszego Serca Pana Jezusa, które otwiera się, gdy kapłan sięga po Najświętszy Sakrament.

mbz1

15 sierpnia przypada także rocznica Bitwy Warszawskiej nazywanej „cudem nad Wisłą”. Kilka miesięcy po powrocie Polski na mapę świata, na nasze wschodnie ziemie wkroczyła Armia Czerwona by po unicestwieniu Polski dotrzeć do ogarniętych rewolucją proletariacką Niemiec, a następnie do kolejnych państw europejskich z zamiarem przekształcenia ich w republiki sowieckie. 15 sierpnia 1920 roku rozpoczęła się polska kontrofensywa, która rozbiła

Jerzy Kossak "Cud nad Wisłą. Obraz znajduje się w kapicy MB Zwycięskiej w Ossowie
Jerzy Kossak „Cud nad Wisłą. Obraz znajduje się w kapicy MB Zwycięskiej w Ossowie

 

wojska Frontu Zachodniego. Bitwę warszawską uznano za przełomową bitwę w historii świata. Nie tylko udało się obronić niepodległość młodego państwa Polskiego ale także zatrzymano rozprzestrzenienie się rewolucji bolszewickiej na Europę Zachodnią. W roku 1923 ustanowiono na ten dzień Święto Żołnierza, później nazywane Świętem Wojska Polskiego. Święto powróciło w 1992 r. W piątek w podwarszawskim Ossowie miała miejsce rekonstrukcja Bitwy Warszawskiej. My jednak postanowiliśmy pojechać na na organizowany po raz kolejny Festyn Żołnierski na Agrykoli. Tłum był ogromny. Na samym początku wycieczki wysłuchaliśmy barwnej i emocjonującej opowieści o walce na bagnety. Nie wiem niestety jak się nasz prelegent nazywał, ale opowieść którą snuł będę pamiętać długo.Następnie idąc w górę ulicy Myśliwieckiej, oglądaliśmy ciężki sprzęt wojskowy. cud2Dzieciaki właziły, gdzie tylko się dało m.in do wnętrza armatohaubicy polskiej konstrukcji Krab. Z minuty na minutę tłum narastał. Gdy skończyła się defilada (nie byliśmy, oglądaliśmy relację w Internecie), czy raczej skromna prezentacja naszych formacji wojskowych zalani dosłownie zostaliśmy masą śpieszących gdzieś zapewne po grochówkę ludzi. Dla porównania proponuję sobie obejrzeć kronikę filmową na YouTube. 😉 Odstaliśmy swoje w gigantycznej kolejce po watę cukrową. Po grochówkę wojskową nie było sensu stać, gdyż kolejka przypominała ciasno zawinięty naleśnik. Kochany Tatusiu obiecuję, że ugotuję Ci grochówkę w domu, może nie tak wspaniałą jak w wojsku, ale się postaram dorównać…

armia_pl

W drodze powrotnej jako żywo przypominającej przebicie do śródmieścia wysłuchaliśmy m.in, piosenki o piosence, która szła do wojska {Festiwal w Kołobrzegu się kłania], zaliczyliśmy błoto i wreszcie wyrwaliśmy się z ludzkiego tłumu. Uff… Wieczorem poszłyśmy z Dziewczętami na spacer rozmawiając po drodze o poważnych sprawach. Wiecie takie tam rozmowy mamy z córkami 🙂

Ogród Botaniczny PAN

Sobotnie popołudnie postanowiliśmy spędzić aktywnie. Normalnie odwiedzamy obiekty z gry raz dwa trzy, jednak nie chcieliśmy żeby coś ominęło Chórzystów. Nasz wybór padł na Ogród Botaniczny PAN w Powsinie. Cieszyłam się na tę wycieczkę. Ostatni raz byłam w Powsinie cztery lata temu, zanim nie straciliśmy naszego Malucha. Kwitły wtedy magnolie… Wróciło trochę wspomnień… [Nie linkuję do wpisu, kto chce poczytać, ten znajdzie]

Ogród zmienił się. Pojawiło się trochę nowych nasadzeń. Świerki, które pamiętałam jako dziewczyna, podrosły 😉 Najważniejsze że Dzieciakom się podobało. Benio odkrywał nieznane, tajemnicze ścieżki. Lusia zachwycała się kwiatami. A Franio? A Franio łączył jedno i drugie tj. wszystkiemu przyglądał się z dużą uwagą i… tuptał 🙂

botpan

Szokujące (znowu) Muzeum

MNPamiętacie być może mój wpis z zeszłorocznej wizyty w Muzeum Narodowym? Byłam w szoku z powodu traktowania nas (wielodzietnych) przez niektórych pracowników Muzeum. Bardzo się zestresowałam przed kolejną wizytą w Muzeum Narodowym. I ponownie jestem w szoku, ale tym razem pozytywnie. Nikt nie reagował nerwowo na widok Dzieci wkraczających na ekspozycje. Udało się nam nawet wzbudzić sympatię. A może to my się zmieniliśmy w ciągu tego roku 😉
Nie staraliśmy się zobaczyć WSZYSTKIEGO. Staraliśmy się zdążyć przed obudzeniem Frana. Zrobiliśmy przewidziane w Grze zadania i poszliśmy na wystawę prac Aleksandra Gierymskiego. Ludzi sporo, jednak tłoku nie było. Dzieciarnia jak tylko zorientowała się, że na sali znajdują się tablety z prezentacjami multimedialnymi, natychmiast (niestety) zaczęła suwać palcami po ekranach, zupełnie lekceważąc dzieła na ścianach 😦 Tempo oglądania treści sugerował, że nie czytali 😦 Dla dzieci były specjalnie przygotowane folderki z zadaniami dotyczącymi braci Gierymskich. Zakończyliśmy wycieczkę dość szybko z powodu Franciszka, który po obudzeniu nie był w najlepszym nastroju. Ale wrócimy…

Warszawski Ogród Zoologiczny

W trakcie tegorocznej gry Raz, Dwa, Trzy… odwiedziliśmy już:

zooJutro po niedzielnej Eucharystii planujemy dalsze wycieczki. Tymczasem opowiem Wam jak było w ZOO. Pojechaliśmy tam nietypowo, bo we czwartek, tradycyjnie jednak z Dziadkiem. Pomijając ceny, które nadal są astronomiczne (szkoda, że karta dużej rodziny tu nie działa, a bilet rodzinny obejmuje dwie osoby dorosłe z dwójką dzieci, czemu nie więcej nie wiem) było naprawdę SUPER. Prognozy pogody na czwartek były alarmujące. Miało lać i być zimno, my jednak po podlaniu ogrodu zdecydowaliśmy się na wycieczkę. I to był strzał w dziesiątkę. Ludzi mało. Pogoda idealna na spacer, nie było upału, od czasu do czasu prześwitywało słońce, a deszcz który spadł był jedynie przelotny. Zwierzaków trochę nowych, bo i się urodziły, i przybyły do ZOO, np. papuga Kea. Ponoć szalenie inteligentna, „rozpracowująca” wszystko, co znajdzie się w okolicach jej dzioba. Względny spokój panujący w Ogrodzie udzielił się także zwierzątom, które drzemały lub leniwie się przechadzały po wybiegach. Szaleństwo ogarniało je jedynie, gdy nadchodziła pora posiłku. Opiekunowie musieli niejednokrotnie wykazać się sporym sprytem oraz refleksem 😉 Pierwszy raz widziałam „naszego” rekina. Pływał sobie majestatycznie, aż dreszczyk po plecach przechodzi. W basenie hipcia wytropiliśmy natomiast potężne stado gupików, platek, mieczyków oraz danio 😉 Być może przeniesionych z Akwarium, które do przyszłego roku poddawane jest remontowi. Dzieciaki sporo czasu spędziły na placu zabaw oraz w tzw. bajkowym ZOO karmiąc osiołki świeżą trawą 😉 Jedynie naszego zaprzyjaźnionego Pana z Kucykiem nie było tym razem i nie mogliśmy zrobić tradycyjnego zdjęcia na koniku. Udało się nam zrobić sporo zdjęć.zoo1

Muzeum Sztuki Nowoczesnej

No co jest nie tak ze sztuką współczesną? Czy Twórca musi uciekać się do kontrowersyjnych budzących silne emocje tematów, żeby być popularnym? Takich tematów nie zabrakło w odwiedzanym przez nas Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Mieliśmy nadzieję, że po wątpliwej ‚sztuce’ w Zachęcie, Muzeum pokaże się od nieco lepszej strony. Dzieciom w Muzeum się podobało, ale obrazy im się nie podobały. Całe szczęście nie widziały całości ekspozycji. Tu podobnie jak w Zachęcie sporo golizny, seksualności, religii. W opisie niby OK, ale niesmak pozostaje. Niestety negatywnego wrażenia nie może zatrzeć nawet specjalne dedykowane dzieciom oprowadzanie po wystawie ani arcyciekawe warsztaty dla dzieci, podczas których mogli stać się twórcami sztuki współczesnej, ani otrzymany Przewodnik po kolekcji bogaty w zadania do wykonania… Czy nie można odejść od kontrowersji w sztuce współczesnej? Czy nie można zaprząc jej na powrót by służyła rozwojowi człowieka, jago wrażliwości, zamiast deprawować, deprecjonować?

msznow

Jakby tego było mało byliśmy świadkami czarów uprawianych w centrum stolicy. W XXI wieku zabobon króluje w biały dzień w centrum europejskiej stolicy.  Co za obciach…. Ciekawe co/kto inspiruje twórców współczesnych?

Z ulgą wróciliśmy na naszą ‚wieś’.

Dzieci są ważne

O tym jak Dzieci są ważne niech świadczy ilość różnego rodzaju imprez organizowanych w tym roku z okazji Dnia Dziecka. Nasze Dzieci nie dostały od nas żadnych materialnych prezentów. Nie dlatego, że ich nie kochamy, ale dlatego, że mają już chyba wszystko. Postanowiliśmy im jednak ofiarować to, co najcenniejsze, a co zapamiętają na całe swoje życie… nasz czas. Tegoroczny Dzień Dziecka świętowaliśmy przez dwa dni… wspólnie, choć nie w komplecie.

Nasze zuchenki pojechały na Zlot świętej Kingi. Około 350 harcerek, wędrowniczek , instruktorek i zuchenek chorągwi mazowieckiej ZHR spotkało się na wspólnym biwaku. Przy ognisku dziewczęta mogły wysłuchać gawędy. Następnego dnia w lesie odbyła się gra o Skarbczyk św. Kingi. Gromada naszych Dziewczyn zdobyła II miejsce. Gratulujemy!

zlot

Dzień Dziecka ze Świętymi
piknik1Tymczasem razem z Chłopcami i Maluchami pojechaliśmy do domu św. Faustyny w Ostrówku, gdzie odbywał się fantastyczny piknik rodzinny zorganizowany pod patronatem JE Ks. Arcybiskupa Henryka Hosera i Starosty powiatu wołomińskiego pana Piotra Uścińskiego. Na Pikniku było wiele atrakcji dla Dzieci oraz Rodziców. Ile waty cukrowej zjadły nasze dzieci boję się policzyć. Chłopcy spędzili mnóstwo czasu w wozie strażackim oraz na jego dachu, w samochodzie policyjnym i jego ‚budzie’. Jan brał udział w konkursie rzeźbiarskim. Z masy solnej ulepił popiersie św. Faustyny. Można też było wziąć udział w konkursie plastycznym oraz muzycznym. Tu gratulacje dla Konrada, który wspaniale wykonał polską wersję piosenki Alleluja Leonarda Cohena. Wszyscy jeździli na osiołku bądź kucyku. Strażacy przygotowali niespodziankę dla dzieci, w wyniku której Jan był mokry od czubka głowy aż po pięty. Źli trochę byliśmy, ale on szczęśliwy. Jak to chłopak… Odbył się także pokaz iluzji i tresury zwierzaków. Akurat tu nie jestem pewna, czy pokaz sztuczek był trafionym pomysłem…. Dlaczego? Ponieważ ci, którzy uprawiają kuglarstwo próbują sprawiać wrażenie, że robią coś magicznego, nadprzyrodzonego. Rozbudzają nie tylko swoją ‚ciekawość’ ale mogą też pobudzać dzieci. Zły duch nie zna się na żartach. Ile seansów spirytystycznych stało się furtką dla niego?

…nagle ujrzałam gromadę dzieci, które na wiek więcej nie miały jak od pięciu do jedenastu lat. Kiedy mnie ujrzały, otoczyły mnie wokoło i zaczęły głośno wołać: Broń nas przed złem — i wprowadziły mnie do kaplicy, która była w tym klasztorze. Kiedy weszłam do tej kaplicy, w tej kaplicy ujrzałam Pana Jezusa umęczonego; Jezus spojrzał się łaskawie na mnie i powiedział mi, że jest przez dzieci ciężko obrażany — ty je broń przed złem. Od tej chwili modlę się za dzieci, ale czuję, że nie wystarcza sama modlitwa.” (Dz. s. F. 765)

Tajemniczy obiekt
Byliście kiedyś w Sterowni, a może na Hali Pomp albo we wnętrzu komina? A może zaglądaliście do rozpalonego kotła? To wszystko robiliśmy w niedzielę po Mszy Świętej, na wycieczce z okazji Dnia Dziecka, na którą zabrał na Tata. A dokąd? Tajemniczym obiektem, który odwiedziliśmy tego dnia był PEC Legionowo. Wycieczka była bardzo ciekawa, a zwiedzających bardzo mało… Wielka szkoda, ponieważ Panowie, którzy oprowadzali po obiekcie w bardzo prosty, a jednocześnie profesjonalny sposób opowiadali o poszczególnych miejscach, które zwiedzaliśmy oraz procesach zachodzących na kolejnych etapach produkcji ciepła.

dd2014

Serdecznie pozdrawiam niniejszym Pracowników oraz Pana Kierownika Romana Filipiaka oraz Pana Kierownika Franciszka Lewandowskiego.

Wrócimy w przyszłym roku mam nadzieję, że w pełnym składzie 😉

Up ↑