Kilka luźnych refleksji

Tak wiele różnych zdarzeń miało miejsce w ostatnim czasie. Smutnych, żeby nie napisać tragicznych oraz radosnych. Spójrzcie jak bardzo zostaliśmy umiłowani:

„Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie! Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia! Przylgnij do Niego, a nie odstępuj, abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim. Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie, a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały! Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia. Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą, prostuj swe drogi i Jemu zaufaj! Którzy boicie się Pana, oczekujcie Jego zmiłowania, nie zbaczajcie z drogi, abyście nie upadli. Którzy boicie się Pana, zawierzcie Mu, a nie przepadnie wasza zapłata. Którzy boicie się Pana, spodziewajcie się dobra, wiecznego wesela i zmiłowania! Popatrzcie na dawne pokolenia i zobaczcie: któż zaufał Panu, a został zawstydzony? Albo któż trwał w bojaźni Pańskiej i był opuszczony? Albo któż wzywał Go, a On nim wzgardził? Dlatego że Pan jest litościwy i miłosierny, odpuszcza grzechy i zbawia w czasie utrapienia”. 

Syr 2:1-11

Dla nas, dla naszej Rodziny jest to również bardzo intensywny czas. Tradycyjnie nie będę się wdawać w szczegóły. W dobrym towarzystwie przemierzenie najciemniejszej doliny jest możliwe. 

 Trochę z innej beczki. Fascynuje mnie ostatnio temat małżeństwa i rodziny, jakżeby inaczej skoro jestem w tym po sam czubek mojego jestestwa. W szczególności zaś wspólna Droga do Boga,  że małżonkowie mogą, to już wiemy. W ostatnich latach pojawiło się sporo publikacji o świętości małżonków, a rodzina? Wielu z nas obrało Świętą Rodzinę jako patronów naszych rodzin. To przecież najlepszy wzór rodziny jaki można sobie wymarzyć i tak blisko… Przypatruję się zatem Najpiękniejszej ze wszystkich kobiet i czuję, że muszę odkopać swoją kobiecość. Tę pozytywną i proszę nie mylić tego z rozbudzoną seksualnością. Maryja jest Kobietą w 100%, a przecież jest absolutnie niepodobna do  wściekle wojujących obrończyń „swojego brzucha”…. 

 Oj, ciężko mi się dzisiaj pisze. Na dodatek mam za długie paznokcie i co chwila albo mi się naciska niewłaściwa literka albo nie naciska się wcale.

Zapomniałam

Mój dobry i ukochany Mąż kilka dni temu heroicznie zajął się Dzieciakami, pozwalając mi tym samym na kompletny relaks. Wzięłam kąpiel w pianie, wklepałam tu i ówdzie różne kremy, balsamy i tym podobne smarowidła, których rzadko kiedy używam. Zaszyłam się pod kołdrą i zabrałam za lekturę bardzo sympatycznej książki. Jest dość cienka, pisana dużą czcionką i bardzo dobrze się ją czyta. Coś w stylu Dzieci z Bullerbyn, ale po polsku i ‚po katolicku’. Polecam wszystkim pragnącym utwierdzić się w przekonaniu, że są normalni prowadząc własne pełne miłości, zrozumienia i ciepła życie rodzinne.
Bardzo był mi potrzebny taki relaks. Dziękuję Skarbie.

Dodam jeszcze, iż Autorka, Joanna Ryguła pisała także bloga o edukacji domowej, a książkę można zamówić w Fundacji Nasza Przyszłość.

gorączka

Szczęśliwie udało nam się pokonać wirusa. Pozostał jeszcze szczątkowy kaszel, ale z dnia na dzień jest on coraz słabszy. Niestety w czasie choroby ‚szkoły’ nie było. Może gdybym się nie rozchorowała, to jakieś zajęcia dla dzieci byłabym w stanie zorganizować, ale ponieważ mnie także powalił ów wirus, więc przedszkole zostało zamknięte.

Czas choroby, to coś strasznego. Pomijając gorączkę i towarzyszące jej objawy. Mam na myśli stan, w jaki popada dom, gdy zabraknie rąk do pracy.

Jednak Pan Bóg ze wszystkiego jest w stanie uczynić dobro. Na niedzielnej katechezie jak co tydzień usłyszałam coś, co mam wrażenie było skierowane wprost do mnie. Otóż, jak pamiętamy Ewangelia była o uzdrowieniu z gorączki teściowej Szymona Piotra. Kiedy gorączka ją opuściła, kobieta wstała i zaczęła usługiwać Jezusowi oraz towarzyszom. Pomijając głupawy dowcip, który w tym miejscu wypowiedział o. Mirosław, reszta była bardzo sensowna. Otóż Pan Bóg daje nam charyzmaty nie po to, by je schować do kieszeni i w odpowiednim momencie wyciągnąć i pokazać. Zostaliśmy hojnie obdarowani charyzmatami, by ich używać dla dobra wspólnoty. To dlatego, teściowa Szymona Piotra natychmiast wstała i zajęła się posługą…

Nic dodać nic ująć.

Zły czas

Zaczęło się jeszcze przed Bożym Narodzeniem, gdy Basia rozcięła sobie wargę. Potem zachorowała w samą Wigilię, a po Basi rozchorowali się wszyscy. Gdy pozbyliśmy się wirusa, zaczęła się seria związana z ogniem. Najpierw mały pożar w piekarniku. Były prawdziwe płomienie i mnóstwo gryzącego dymu. Potem zaczęła się seria oparzeń. Obecnie zaś ponownie zmagamy się całą Rodziną z kolejnym wirusem. Patogenny wysoce. Zarażamy się błyskawicznie. Ciekawe czy zły czas już się skończył, czy też czekają nas kolejne ‚niespodzianki’.
Dziś po raz pierwszy od czterech dni nie mam gorączki, jedynie w głowie mi się kręci, ale to z winy lekarstwa. ‚Szkoły’ nie ma. Może gdybym od razu, pierwszego dnia położyła się do łóżka, dziś byłabym już zupełnie zdrowa? No cóż, kobiety mają głęboko w sobie zakodowaną troskę o innych. Przedkładają dobro męża, dzieci, rodzeństwa, babć, dziadków, psów, kotów, kwiatków itp., itd., ponad dobro własne. A może tu właśnie potrzeba szczypty zdrowego egoizmu? Bo jeśli ja o siebie nie zadbam, to kto o mnie zadba? W tym miejscu przypominają mi się dwie opowieści.
Oto pierwsza z nich:

„Na pewnej farmie gdzieś na Wielkiej Równinie mieszkało małżeństwo. On całymi dniami zajmował się farmą, a ona wszystkimi sprawami domowymi oraz dziećmi. Jednak nadszedł czas, gdy dzieci były już na tyle duże, by opuścić dom rodzinny. Pewnego dnia owa szczęśliwa i spełniona kobieta wysprzątała calutki dom od piwnic, aż po strych. Zmieniła pościel, zrobiła pranie, uprasowała mężowi koszule. Przygotowała jedzenie na tydzień czasu. Skosiła trawnik, podlała kwiaty i gdy upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu i każdy ma to, czego mu potrzeba, popełniła samobójstwo.”

Drugą zaś opowieść przeczytałam w książce o. Wonsa, o której już pisałam wcześniej. Jej autorem jest Rabindranath Tagore indyjski poeta, prozaik, filozof, kompozytor, malarz oraz pedagog.

„O północy młody kandydat na ascetę oznajmił: ‚Oto czas, abym opuścił mój dom i wyruszył w poszukiwaniu Boga. Och, któż mnie w tej iluzji utrzymywał tak długo’. Pan Bóg mu szepnął: ‚Ja’, ale ów człowiek miał zatkane uszy. Na brzegu łóżka z dzieckiem na piersi spokojnie spała jego żona, powiedział on: ‚Kimże jesteście, że oszukiwaliście mnie przez tak długi czas?’ A głos szepnął raz jeszcze: ‚oni są Bogiem’, ale on nie zrozumiał. Dziecko zapłakało przez sen i przytuliło się do matki, Pan Bóg rozkazał: ‚zatrzymaj się, głupcze, nie opuszczaj twego domu’ – ale on i tym razem nie usłyszał. Wtedy Pan Bóg ze smutkiem powiedział: ‚Dlaczego mój sługa mnie opuszcza, aby udać się w poszukiwaniu Mnie samego?’

Wigilijna Dziewczynka

Dziś Wigilia Narodzenia Pańskiego. Bardzo dziwny i zakręcony dzień.
Pewna mała dziewczynka dostała gorączki. Nieszczęśliwa siedziała i płakała, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat dziś ją to spotkało.
Inna dziewczynka dziś odważyła się zmierzyć z własnym demonem. Mimo przerażenia otworzyła puszkę Pandory i ze starcia wyszła zwycięsko z podniesioną głową. Dzielna mała dziewczynko, wiem ile Cię to kosztowało. Jednak Twoja odwaga dała siłę nie tylko Tobie ale i mnie natchnęła by zajrzeć w głąb siebie. Tam głęboko w ciemnościach też siedzi mała przerażona dziewczynka.

Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej – zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Rz 8:31-39

Jest także inna dziewczynka, która czeka na różowy prezent.
Otwierajmy nasze serca na ‚różowy prezent’ od nadchodzącego Pana.

Profanacja

Ciężko mi było przez ostatnich kilka dni. Ciężko i smutno. To co robię z miłości dla Innych, zostało sprowadzone do czynności szarej i być może nawet pożytecznej, ale mało ważnej. Profanacja. Nie potrafię tego inaczej nazwać. Profanacja. Akt ten napawa mnie obrzydzeniem i litością. Jednak faktem jest, że odebrał mi całą radość czynienia i siłę. Dopiero wczoraj wygadałam się i wypłakałam Mądrej Kobiecie. Obiecała modlitwę i czuję, że się rzeczywiście za mnie [i sprawcę profanacji ] modli. Pewnie ta rana się wkrótce zabliźni, póki co boli jak pieron. Pomału zdrowieję i nabieram sił do realizacji mego Powołania… Powoli…
Żelastwo nie mal w użyciu.

medytacja o żelastwie

Towarzyszy mi od kilku dni obraz kobiety walczącej. Zamykam oczy i widzą stojącą z mieczem niewiastę. Mruży oczy, obserwuje. Spokojna, opanowana, gotowa błyskawicznie przystąpić do walki. Hm, to ja. Gdzieś tam głęboko. Czuję się strażniczką naszego małżeństwa, naszych dzieci. Obserwuję, miecz trzymam oparty ostrzem o ziemię. Z początku zimna rękojeść rozgrzewa się pod wpływem ciepła moich dłoni. Jestem spokojna. Być może zniosę nawet jeszcze parę ciosów, ale w końcu zrobię użytek z żelastwa [nie mylić ze złomem]. Będę walczyć, może nawet będę mieć dobry nastrój i od razu zaszlachtuję… Póki co, obserwuję.

Taniec…

Życie i śmierć jakoś ostatnio splotły się w tańcu. Półtora tygodnia temu żegnaliśmy Ciocię Stefę, a kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że w szpitalu w ciężkim stanie jest Ciocia Brona. Przyszywana Ciocia, przyjaciółka ś.p. Babci Zosi. Eh… Dziwnie się czuję, przesuwając się oczko wyżej na drabince do Nieba. Kiedyś rozglądałam się za starymi, mądrymi Kobietami, by się od nich uczyć. Ale Ich ubywa w zastraszającym tempie. Nie jestem już dziewczynką [choć nadal jestem córką ;)] jestem Mamą i teoretycznie powinnam już w jakimś stopniu stanowić przykład dla młodszych ode mnie Niewiast. Moje spojrzenie w naturalny sposób kieruje się ku pokoleniu mojej Mamy. Teraz to One stają na straży Tajemnic Kobiecości, życia i śmierci. Niewątpliwie moja ukochana Mama jest tu przykładem Kobiety Mądrej. Dzikiej Kobiety. Królowej. Jest świetną Mamą. Nauczyłam się od Niej całkiem sporo. To dzięki Niej wiem, jak kochać mądrze. Jak ofiarować dzieciom korzenie i… skrzydła. To chyba największy dar. Wolność. Podejrzewam, że ciężko Mamie uwolnić się od chęci kontrolowania mnie [wszak nadal jestem Jej dzieckiem]. Pewnie wiele kosztuje ją powstrzymanie się od ingerowania w życie mojej Rodziny. A jednak dzielna Niewiasta, kochana Mamusia właśnie to robi. Nie kontroluje i się nie wtrąca. Mam nadzieję, że w przyszłości też taka będę.

Życie nasze codzienne toczy się swoim zwykłym torem. poprzedni tydzień poświęcony był ciału, natomiast w tym tygodniu z racji przypadającej 110 rocznicy urodzin C.S. Lewisa czytamy książkę jego autorstwa; „Lew, czarownica i stara szafa”. Powieść dziewczynkom się podoba i mnie również. Co prawda ciężko byłoby mi ją czytać od deski do deski, jednak staram się opowiedzieć Pannom w miarę możliwości wiernie treść. Używam do tego celu aktorów. Cztery laleczki Little People grają rolę Piotrusia, Zuzanny, Edmunda oraz Łucji. Mamy także laleczki symbolizujące Fauna, Bobra oraz oczywiście Aslana. Białą Czarownicę gra biały miś Jasia. Historię opowiadam na raty, jutro druga część. Widzę że historia je wciągnęła, tak jak mnie książka 🙂

U dzieci także spore zmiany rozwojowe. Jańcio wreszcie się odblokował i zaczął więcej mówić. Jadwinia także mówi i to całkiem sporo. Mówi wcale nie gorzej niż Basia. Basia natomiast oprócz tego, że świetnie radzi sobie przy komputerze, zaczęła się bardzo ładnie bawić w zabawy tematyczne. Dziś była panią Stenią i gotowała przepyszne obiady dla turystów, czyli dla mnie. Weszła w rolę p. Steni do tego stopnia, że nawet zaczęła mówić w inny sposób. Inną zabawą, która zdobywa sporą popularność jest wspólne muzykowanie. Za instrumenty służą dzieciom sporej wielkości pojemniki na psią karmę, a także wypełnione kaszą i fasolą pudełka. To sprawia im prawdziwą frajdę.

A za oknem zima. Z tej okazji uczymy się piosenki „Dzwonki sań„. Jestem z siebie dumna, ponieważ potrafię już zagrać z nut jej refren 🙂 Jak widać edukacja dotyczy nie tylko dzieci, ale również i dorosłych. Muszę przyznać, że daje to sporo radości.

Zatrzymać się…

To ważna umiejętność, której wcześniej nie doceniałam. Wcześniej tzn. nie będąc Żoną i Matką. Wcześniej żyłam sobie w pojedynkę, a moja jedyną troską było to, czy po mojej śmierci nie zjedzą mnie moje własne koty. Cóż. Na szczęście Pan Bóg miał inne plany. Dzisiaj, gdy żyję w rodzinie, mam Męża oraz gromadkę rozkosznych dzieci potrzebuję chwili zatrzymania się. Rozpaczliwie, a gdy zdarzy się moment, że nie muszę pędzić, uświadamiam sobie, że zapomniałam jak się zatrzymać.
Rację mają Ci, którzy mówią, że trzeba iść do przodu, że trzeba się rozwijać. Jednak według mnie ważne jest także umieć zatrzymać się na chwilę, nabrać oddechu i sprawdzić, czy podąża się we właściwym kierunku oraz czy postępuje się w zgodzie ze sobą i ze swoim sumieniem.
Teraz uczę się na nowo zatrzymywać. Zatrzymuję się, gdy się modlę. Staram się być wtedy z Tym, Który Jest. Staram się również być. Widzę wtedy wyraźnie kim jestem. Zatrzymuję się, gdy zachwyca mnie piękno Natury. Nie mal o dreszcze przyprawił mnie widok złotych liści wirujących na lekkim jesiennym wietrze. Pięknie Pan Bóg stworzył świat. Do zatrzymania się prowokują także spotkania z ludźmi. Szczególnie wspominam w tym miejscu siostrę Józię ze Zgromadzenia Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych. Siostra Józia ma 75 lat, a na Jej twarzy pooranej zmarszczkami widać blask samego Boskiego Oblubieńca, Jego światło w bielutkich włosach Siostry Józi… Te same refleksy Bożego światła widzę w oczach moich dzieci i zastanawiam się czy to dzieci czy Anioły, które dobry Bóg posłał do mnie, by mnie nawrócić na właściwą ścieżkę, do Siebie samego…
Uczę się zatrzymywać, by spotkać siebie samą… Kobietę. Żonę. Matkę. Nie sądziłam, że mam aż tak wiele różnych wymiarów, nasuwa mi się w tym miejscu określenie głębi lub odcieni. Mój Mąż wyznał mi jakiś czas temu z niejakim zażenowaniem, że uświadomił sobie, iż mnie nie zna. Cóż, Kochanie, ja siebie też zbyt dokładnie nie znam 😉 Całe szczęście, że możemy się zatrzymać i spotykać w świetle Tego, który zna i przenika nas na wskroś.

Up ↑